Recenzja filmu

Chłopak do towarzystwa (2010)
Shari Springer Berman
Robert Pulcini
Kevin Kline
Paul Dano

Być jak F. Scott Fitzgerald

To, co zaczyna się jak ciekawy i pikantny obrazek o kontrowersyjnej metodzie społecznego awansu, kończy się na mieliznach sundance'owej opowieści o "sympatycznych dziwakach".
Zaczyna się od snu, zmiękczającej świat sepii i parafrazy fragmentu "Wielkiego Gatsby'ego". Roztopione w sennym marzeniu pierwsze kadry "Chłopaka do towarzystwa" doskonale odzwierciedlają  podwójną tożsamość filmu Shari Springer Berman i Roberta Pulciniego. To z jednej strony aluzyjna zabawa w kino i próba przywrócenia świetności wszelkim konwencjom retro, z drugiej – całkiem poważna opowieść o społecznym niedopasowaniu. Po obydwu ścieżkach narracyjnych wędruje główny bohater – młody Louis Ives (Paul Dano). 

Ives chce być jak Scott Fitzgerald. Urodził się w niewłaściwej epoce, więc w myślach cały czas odwiedza swoich literackich idoli. Chodzi, mówi i zachowuje się tak, jakby właśnie wysiadł z wehikułu czasu, zaś marzenia ma adekwatne do wrażliwości – chciałby głodować, pisać i w spokoju oczekiwać na wielki literacki sukces. W Nowym Jorku los łączy go z jeszcze większym dziwakiem – miłośnikiem ozdób świątecznych i stylizującym się na arystokratę mizantropem, Henrym Harrisonem (Kevin Kline). Ten wprowadza Louisa w tajniki "eskorty" starszych, zamożnych dam. Nie tak wyobrażał sobie życie na Manhattanie Ives, ale przecież żadna praca nie hańbi.  

To, co zaczyna się jak ciekawy i pikantny obrazek o kontrowersyjnej metodzie społecznego awansu, kończy się na mieliznach sundance'owej opowieści o "sympatycznych dziwakach". Reżyserskie duo poświęca zbyt wiele czasu na ogrywanie fotogenicznych "ułomności" bohaterów i wygłaszaniu pokrzepiającego przesłania o freaku tkwiącym w każdym z nas. Dynamika relacji Ivesa i Harrisona zaciera jednak to złe wrażenie – mający patent na rolę dandysów Kline buduje postać pełną ciekawych paradoksów, z kolei Dano obnoszący minę spłoszonego psiaka doskonale wygrywa rozdźwięk między pragnieniami niereformowalnego marzyciela a faktycznymi potrzebami młodego mężczyzny wchodzącego w kompromitujący go społecznie układ. Razem są jeszcze lepsi, zwłaszcza gdy Harrison zaczyna bawić się rolą mentora i zmusza Ivesa do przekraczania kolejnych granic.

Koniec końców, bohaterowie przestaną śnić o Fitzgeraldzie. Opowiedzą się za rzeczywistością i przyjmą ją taką, jaka jest. Czy wyjdzie im to na zdrowie? Na to pytanie, na szczęście, Berman i Pulcini nie odpowiadają.   
1 10 6
Michał Walkiewicz - krytyk filmowy, dziennikarz, absolwent filmoznawstwa UAM w Poznaniu. Laureat dwóch nagród PISF (2015, 2017) oraz zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008). Stały... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?